Na moją playlistę wkradł się dziś New Born co oczywiście spowodowało jednoznaczne skojarzenie. Uświadomiło mi to, że ten kawałek stał się już piosenką-synonimem. Okazuje się więc, że New Born = the best ever concert so far:) Co więcej nie chodzi mi tu o zwykły koncert, ale koncert ocierający się o doświadczenia katharsis i ekstazy (ci co byli ze mną mogą potwierdzić:]), do tego w niezastąpionym towarzystwie przyjaciół. Tym bardziej nie mogę zrozumieć jak Muse może nas pozbawić kiedyś przyjemności słuchania kawałków z Origin Of Symmetry na żywo (bo tak ostatnio Matt odgrażał się w NME). Miejmy nadzieję, że tym razem to tylko takie małe straszonko, bo ciężko sobie wyobrazić ich koncert bez chociażby Plug In Baby i innych rarytasów. Może za to wreszcie wrócą do kawałków Showbiz. Przydałoby się od czasu do czasu zagrać na żywo Cave, czy Sunburn. No dobra tyle już tego biadolenia - idę na mój umysłowy koncert.
Niestety wersja studyjna bo koncertowe są albo złej jakości, albo poblokowane.
Cheers!!
Muse na Coke Live? ;> Zaprawdę powiadam, że było zjawiskowo!
ReplyDeleteFajnie było, w miarę fajnie :D Ale stałem za daleko żeby móc się bawić tak jak chciałem, no ale!
ReplyDelete