Saturday 2 August 2014

Jack White Wielki

Od jakiegoś czasu jestem na etapie miłości totalnej do twórczości i całej osoby Jacka White'a. Znam człowieka oczywiście od dawna, jednak nie byłam zakochana w jego twórczości. Do tego chyba trzeba po prostu dojrzeć...
Znałam pojedyncze piosenki The White Stripes, trochę mniej piosenek The Raconteurs i jeszcze mniej The Dead Weather. Kiedy Jack wydał pierwszą solówkę, podeszłam do tego z lekkim przekąsem z cyklu "kombinuje, odcina kupony, sam nie wie czego chce". Pierwsze przesłuchanie zwróciło uwagę na Sixteen Saltines, do reszty przekonywałam się z kolejnymi odsłuchami, teraz płytę uwielbiam. Na Lazaretto już bardzo czekałam, jego odsłuchy przebiegały podobnie. High Ball Stepper i Lazaretto zawładnęły mną jeszcze będąc singlami, to hity z rodzaju catchy. Resztę kawałków trzeba odkrywać, jest to jednak wysiłek na prawdę warty zachodu.
Zaciekawiona nowym albumem obejrzałam występ White'a na Glastonbury. Było świetnie, z niecierpliwością wyczekiwałam na stream z openera.
Wieczorową porą zasiadłam przed małym ekranem, przygotowana na obejrzenie powtórki z Glasto. Moja szczęka wędrowała coraz bliżej podłogi, co było wprost proporcjonalne do zdziwienia w obliczu tego, co oglądałam. Zobaczyłam artystę kompletnego, artystę prawdziwego, który nie odgrywa każdego wieczoru tego, co kiedyś stworzył, zobaczyłam artystę przy pracy, który na żywo tworzy muzykę. Zobaczyłam to, za co najbardziej cenię White'a, zobaczyłam niesłychaną ekspresję, którą słychać w jego głosie nawet gdy nie patrzysz na niego akurat na scenie. No i potem już poszło standardowo - historia White Stripes, biografie, koncerty, It might get loud i wreszcie Under Great White Northern Lights. Im więcej dowiadujesz się o Jacku, tym mniej o nim wiesz. Jakby tajemnic było mało, pojawia się postać Meg, która jest już totalnie nie do ogarnięcia. Żyjąca w swoim świecie, inspirująca, denerwująca, onieśmielona i onieśmielająca. Choć wydaje się drugim planem duetu, tak na prawdę to chyba ona jest odpowiedzialna, nie robiąc właściwie nic, za klimat White Stripes i jego tajemnicę. Ta niezwykle wrażliwa istota płaci jednak wysoką cenę własnego zdrowia psychicznego za bycie tym kim jest i za dawanie nam wszystkim tego, czym jest muzyka White Stripes.
Na koniec moja ukochana piosenka Jacka, jeden z najprawdziwszych kawałków ever. Nie ma wątpliwości, czy Jack wierzy w to co śpiewa. Ciary są za każdym razem!!

1 comment: