Friday 31 December 2010

Niepodsumowanie

Ostatnie godziny roku 2010. Nie lubię podsumowań i ujmowania czasu w sztywne ramy - dziś po północy nie będę innym człowiekiem, więc ta sztuczna granica nie ma większego znaczenia. Jednak kiedy pomyślę o ostatnich miesiącach uświadamiam sobie jak wiele ważnych rzeczy zdarzyło się w moim życiu. Tak naprawdę jednak czas rozpatruję w kategoriach przeszłości i przyszłości. Nawet samą teraźniejszość ciężko jest uchwycić - przecież minuta, która właśnie minęła już jest przeszłością.
Ostatnie kilkanaście miesięcy bez wątpienia dostarczyło mi całej masy cudnych "wrażeń percepcyjnych". Zrezygnuję w tym miejscu z tworzenia różnego rodzaju rankingów z obawy przed tym, że stanę się ofiarą zawodności mej pamięci i pominę tak naprawdę ważne dla mnie źródła owych wrażeń. Powołam się więc na ulubioną technikę dziadka Freuda i wypiszę szybko pierwsze skojarzenia jakie mi przychodzą na myśl w danych kategoriach.
A więc: muzyka - zdecydowanie moje uszy należały do Muse, The Doors oraz odkrytych dopiero stosunkowo niedawno The Black Keys.
Film - moje oczy nacieszyły się najbardziej przy filmach Guya Ritchiego, Alice in Wonderland pana Burtona, moim ukochanym Velvet Goldmine oraz Black Swan.
Wydarzenie muzyczne - koncert Muse na CLMF. Już gdy słyszę pierwsze takty New Born od razu przenoszę się te kilka miesięcy wstecz i czuję atmosferę wszechogarniającego odlotu ciężko-stwierdzić-dokąd.
Książka - oczywiście królują biografie Jima Morrisona, Jimiego Hendrixa i Iana Curtisa. Im więcej ich czytam, tym mniej rozumiem ich bohaterów. Czy ich w ogóle da się zrozumieć?
A co na przyszłość? Sama sobie życzyłabym właściwie tylko zdrowia dla siebie i moich bliskich, cała reszta jest do osiągnięcia, z pomocą mojego Przyjaciela z góry. Modyfikując więc stare przysłowie do postaci życz drugiemu co tobie miłe, życzę Wam wszystkim tego samego, czego życzę sobie!
Cheers!!!!!!!

2 comments:

  1. Muse na Kołku - mój absolutny koncertowy nr 1 w 2010. Każdą pieprzoną piosenkę śpiewałem od początku do końca ;D Masterpiece!
    Koniecznie muszę zaopatrzyć się w biografię Curtisa.
    Szczęśliwego Nowego!

    ReplyDelete
  2. Moi znajomi śmiali się ze mnie, że wyglądałam jak w jakimś transie:)
    Dzięki Tobie również najlepszego!

    ReplyDelete