Thursday 18 April 2013

Searching for Sugar Dream

Ludzie uwielbiają niezwykłe historie, do tego jeszcze z happy endem i przesadnie skromnym bohaterem. Ostatnio zapanowała moda na Rodrigueza. Postacie z Searching for Sugar Man opowiadające o Rodriguezie wtłoczyły nam opinię o nim i przekonały o jego niezaprzeczalnych zdolnościach i talencie jeszcze zanim zdążyliśmy poznać jakąkolwiek jego piosenkę. Nie mieliśmy właściwie szansy na subiektywną ocenę twórczości Sixto - został oficjalnie zdefiniowany jako artysta doskonały i do tego legenda, a z tym nikt nie ma prawa dyskutować. Nie dziwią nikogo ani trochę porównania do Boba Dylana, no może tylko jego samego, tym bardziej, że wypadają na jego niekorzyść. Dylan po tylu latach dominacji w powszechnej opinii jako czołowy pieśniarz o charakterze ponadczasowym, nagle zmuszony jest dzielić tron z anonimową dotąd postacią, która w dodatku nie jest tak zblazowana swoją pozycją jak on sam, przez co budzi zdecydowanie większą sympatię. Ciekawe, czy on też słucha z zachwytem płyt nowoodkrytego geniusza?
Historia Rodrigueza to jedno, film "Searching for Sugar Man" - co innego. Ogląda się go zaskakująco dobrze jak na dokument. Przede wszystkim polecam podejście do niego bez wcześniejszego zapoznawania się z historią bohatera. Ogląda się go wówczas jak dobry film sensacyjny. Do tego dochodzi jeszcze fajnie zbudowany przez twórców filmu nastrój wspólnego odkrywania tajemnicy. Efekt zaskoczenia murowany!
Wracając do samego bohatera tej opowieści, trzeba przyznać, że potrafi zjednywać sobie fanów. Wydaje się być tak przejęty i zadziwiony tym co wokół niego się dzieje, że ma się ochotę go przytulić i powiedzieć "Spokojnie, nie przejmuj się, jeszcze chwilę będą to wałkować w każdym magazynie i każdej stacji, a potem im się znudzi jak każda inna niezwykła historia i dadzą ci znów spokój..."
Najwspanialszy moment filmu - na pewno to ten, który wycisnął łzy wzruszenia. Kiedy zszokowany Sixto wchodzi na scenę by dać swój pierwszy koncert (wyprzedany do ostatniego miejsca) i spogląda na rozszalały i wiwatujący, zakochany w nim tłum, jego oczy mówią wtedy wszystko zastępując wszystkie recenzje jego twórczości i autobiograficznego filmu - tak wygląda człowiek, który jest niewyobrażalnie szczęśliwy bo jego marzenie dogoniło go w momencie, kiedy on sam już o nim zupełnie zapomniał. Morał z jego historii jest więc tak oczywisty, że nie wymaga werbalizowania.
Rozkoszujcie się jego muzyką, bo tak brzmią spełnione marzenia:


No comments:

Post a Comment